Szwedzka niespodzianka. Ta informacja zaskoczyła wszystkich, bo nie było żadnych sygnałów, że koncern energetyczny, który ma udziały w ciepłowni słupskiej i usteckiej, zamierza zrezygnować z interesów w naszym kraju. Kto zajmie miejsce Sydkraftu? Czy odbiorcy więcej zapłacą za ciepło? – na te pytania nikt dzisiaj nie umie jednoznacznie odpowiedzieć.
Decyzję o wycofaniu się Sydkraftu z Polski podjął niemiecki koncern E.O.N., większościowy udziałowiec Sydkraftu. W usteckim „Empecu” ta nowina nie wywołała tak wielkich emocji, bo firma kolejny raz zmienia właściciela. – To nie są zaskakujące zmiany, tak działa gospodarka kapitalistyczna. Ale my nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni – mówi Ireneusz Zagrodzki, szef firmy.
W podobnym tonie wypowiada się Bogdan Ryba, prezes słupskiej energetyki. Ale nie wszyscy tak spokojnie podchodzą do sprawy.
– Dla mnie to było wielkie zaskoczenie – mówi radny Zbigniew Wiczkowski, członek dwustronnej (polsko-szwedzkiej) komisji ciepłowniczej. – Od początku uważałem, że na naszym rynku niemożliwa jest realizacja tak ambitnego programu inwestycyjnego i pakietu socjalnego. Szwedzi tego nie przewidzieli i dlatego teraz chcą sprzedać udziały. Ta transakcja umożliwi pozbycie się balastu w postaci pakietu socjalnego i gwarantowanych inwestycji. Nabywca wynegocjuje warunki, jakie będzie chciał.
O przyszłość boi się 230-osobowa załoga słupskiego zakładu.
– Martwimy się, czy nowy właściciel będzie przestrzegał pakietu socjalnego, który daje nam kilkuletnie gwarancje zatrudnienia – przyznaje Jacek Bielecki, szef „Solidarności” w spółce.
Miasto sprzedając Sydkraftowi udziały zabezpieczyło się przed różnymi niespodziankami. – I co z tego? Najwyżej zapłacą karę, ale nie wyegzekwujemy zapisów umowy – twierdzi Z. Wiczkowski.
Otwartym pozostaje pytanie, jak zmiana właściciela odbije się na odbiorcach ciepła. – Każdy inwestor będzie chciał zarobić. Może podnieść ceny ciepła, albo oszczędzić na kosztach. A proste rezerwy, jeśli chodzi o oszczędności, w tej firmie są już niewielkie – dodaje Z. Wiczkowski.
Źródłó: Głos Słupski