Stocznia Gdynia – Walka o wpływy

Po raz kolejny akcjonariusze odsunęli w czasie podjęcie decyzji o dokapitalizowaniu Stoczni Gdynia S.A. Tylko że… stocznia czasu nie ma. Gdyby decyzja zapadła na poprzednim walnym (w listopadzie) – stoczniowcy właśnie dostawaliby wyrównania zaległych pensji. Jeśli akcjonariusze w lutym nie zakończą walki o wpływy w firmie – realny stanie się scenariusz jej upadłości.

W sobotę odbyło się nadzwyczajne walne zgromadzenie akcjonariuszy Stoczni Gdynia S.A. Zatwierdzono sprawozdanie finansowe grupy kapitałowej za rok 2002 przedstawione przez zarząd stoczni, które wykazało stratę netto 446 mln zł. Problemy zaczęły się przy najważniejszym dla stoczni punkcie, którym jest decyzja o podwyższeniu kapitału zakładowego stoczni o 120 mln zł (zgodnie z zapisami w planie restrukturyzacji stoczni). Po raz kolejny decyzję odłożono na później (do 15 stycznia 2004 r.).

– Nie powiedziałbym, że się nie udało – mówi Włodzimierz Ziółkowski, prezes Stoczni Gdynia S.A. – Bardzo skrystalizował się sposób myślenia poszczególnych członków akcjonariatu. Do 15 stycznia akcjonariusze mają czas na wyjaśnienie sobie pewnych wątpliwych kwestii. To jeszcze nie stanowi poważnego zagrożenia dla stoczni. 15 stycznia to jeszcze nie jest data, kiedy zaległości stoczni mogłyby być podstawą do umorzenia planu restrukturyzacji – a taki obrót spraw mógłby spowodować, że inna ścieżka byłaby tylko ścieżką upadłościową. Jeżeli jednak w lutym nie zostaną podjęte zasadnicze decyzje, to powstanie poważne zagrożenie, że dalej nie da się w taki sposób realizować planu naprawczego. Niestety, styczniowe „walne” będzie już piąte, na którym dyskutuje się nad sprawami zasadniczymi. Teoretycznie można to było zrobić na dwóch i bylibyśmy o parę miesięcy do przodu.

Na podniesienie kapitału w proponowanej formie nie zgodziły się spółka Evip i Stoczniowy Fundusz Inwestycyjny (SFI). Nie wystarczyło tzw. kwalifikowanej większości, by podjąć uchwałę. Dlaczego SFI głosował przeciwko?

– Ze mną w ogóle nie gadajcie – „wyjaśnił” dziennikarzom zdenerwowany Hubert K., przedstawiciel SFI, były wiceprezes stoczni, którym obecnie bardzo interesuje się prokuratura (byłemu prezesowi stoczni i dwóm jego zastępcom prokuratura zarzuca poręczanie wielomilionowych kredytów dla SFI przez… zarząd stoczni – wierzyciele wezwali obecny zarząd do spłaty kredytów zaciągniętych przez SFI). – Założyłem, że nie będę nic mówił. Nie będę niczego komentował. OK? Wystarczy. To jest też dla was informacja.

Pojawiają się już pogłoski, że akcje SFI mogą być zajęte przez jego wierzycieli czyli banki.

Z kolei szczegółowo swój punkt widzenia wyjaśnił Marek Roman ze spółki Evip, która pomagała byłemu zarządowi stoczni założyć SFI, ale teraz stanowczo się od tego funduszu odcina: – Jesteśmy jak najbardziej za podwyższeniem kapitału minimum o 120 mln zł, a najbardziej korzystne byłoby ok. 200 mln zł. I to jak najszybciej. Uważamy jednak, że szkodliwe jest wyłączenie dzisiejszych akcjonariuszy z możliwości objęcia tych akcji oraz (zwłaszcza z punktu widzenia warygodności stoczni) obniżenie kapitału.

O co tu chodzi? Odrzucona propozycja zakłada, że najpierw kapitał zakładowy Stoczni Gdynia ma zostać obniżony o 50 procent (z 210 do 105 mln zł). Dopiero potem stocznia miałaby zostać dokapitalizowana kwotą 120 mln zł przez Skarb Państwa, który w ten sposób za te same pieniądze objąłby większy procent akcji. Teraz Skarb Państwa ma ponad 24 procent akcji stoczni. Po podwyższeniu kapitału miałby 47 procent – przy wariancie „tylko podwyższenie”. Przy wariancie „obniżenie, a potem podwyższenie” miałby grubo ponad 50 procent. Ten wariant jest niekorzystny dla pozostałych akcjonariuszy.

Dlaczego dokapitalizowanie stoczni jest tak ważne? Ponieważ stocznia realizuje plan restrukturyzacji czyli alternatywę dla upadłości. Musi się posiłkować taki formami jak dokapitalizowanie, długoterminowa pożyczka czy emisja obligacji, żeby mogła obsługiwać zobowiązania powstałe za poprzedniego zarządu. Z bieżących zysków spłacać ich nie sposób, a jeśli ten problem nie zostanie rozwiązany, jedynym wyjściem może okazać się upadłość. W takim wypadku upadłość będzie skutkiem walki akcjonariuszy o wpływy. Gdzie wtedy znajdą pracę stoczniowcy? Ile firm – wierzycieli straci szansę na odzyskanie swoich należności, a w konsekwencji być może zbankrutuje? Tymczasem – jak na ironię – stocznia nadal ma pełen portfel zamówień, a statki tu budowane są bardzo chwalone przez armatorów…

Źródło: Głos Wybrzeża

Author: jaszewski

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *