Demony przeszłości – O paraliż nietrudno

Ze względu na zawiłe historyczne losy w Polsce wiele spraw dotyczących własności po dziś dzień nie jest rozwiązana. Trudno jednak uwierzyć, że „demony przeszłości” po dziś dzień są w stanie praktycznie sparaliżować pracę potężnych państwowych instytucji – taki właśnie los spotkał Urząd Morski w Gdyni, któremu komornik zajął konta z pieniędzmi umożliwiającymi działalność.

Przed administracją morską stoi szereg zadań – poza ochroną środowiska morskiego, utrzymaniem żeglowności dróg morskich i dostępu do portów, budową, utrzymaniem i ochroną umocnień brzegowych w jej kompetencjach jest przede wszystkim bezpieczeństwo żeglugi morskiej i ratowanie życia na morzu. Wydaje się więc, że istnienie takich instytucji jak Urząd Morski w Gdyni jest niezagrożone, gdyż trudno sobie wyobrazić sytuację, gdyby ich zabrakło. Czarne scenariusze nietrudno sobie wyobrazić – katastrofy statków, wycieki ropy, na które nikt nie jest w stanie zareagować – a o ich skutkach i kosztach (nie tylko w wymiarze finansowym) lepiej nie myśleć. Wszystko to mogło jednak nabrać realnego wymiaru za sprawą niewielkiej firmy „Pantarei” i wydarzeń sięgających niemal sześćdziesięciu lat wstecz.

Wszelkie działania Urzędu Morskiego w Gdyni stanęły pod znakiem zapytania, gdy konta tej instytucji (z niespełna dwoma milionami złotych) zajął komornik. Odezwały się bowiem „demony przeszłości” zakończone niekorzystnym dla urzędu wyrokiem sądowym.

Trudno uwierzyć, ale kryzysowa sytuacja była wynikiem decyzji podjętej w… 1945 roku. Wówczas to Główny Urząd Morski z siedzibą w Gdańsku zdecydował się na 25-letnią dzierżawę dwóch magazynów od firmy „Pantarei”. Przez rok GUM płacił za dzierżawę, jednak potem decyzją Skarbu Państwa (parafowaną jednak przez wykonujący polecenia rządowe GUM) firmę „Pantarei” z magazynów usunięto, a mienie przejął Urząd Morski, a potem port. Firma znalazła się w stanie upadłości. Mogło by się wydawać, że na tym kończy się ta historia, zwłaszcza, że magazyny nie zachowały się do naszych czasów, gdyby nie to, że w 1993 roku „Pantarei” niespodziewanie „powstała z grobu”, żądając od Urzędu Morskiego odszkodowania w wysokości dwunastu milionów złotych. Po negocjacjach kwota ta zmniejszyła się niemal o połowę, nie zmienia to jednak faktu, że Urząd Morski sprawę w sądzie przegrał, a odwołanie po roku czasu zostało odrzucone z powodów formalnych. Nad instytucją zaczęły się zbierać czarne chmury.

Można powiedzieć – sytuacja jakich wiele. Nie po raz pierwszy wszak trzeba zapłacić za historyczne zaszłości czy niedopełnienie formalności. Drobna różnica polega jednak na tym,że Urząd Morski nie jest firmą, która na siebie zarabia, lecz jednostką budżetową wykonującą swoje zadania w ramach środków przyznawanych przez państwo i po prostu nie dysponuje pieniędzmi, które mogą być przeznaczone na inne cele. Tymczasem zadziałał komornik i zablokował konta UM. Jedynie pieniądze na wypłaty dla pracowników zgodnie z prawem nie mogły zostać zajęte, ale już choćby na zakupy paliwa do jednostek morskich czy samolotów nie zostało ani grosza, nie wspominając o innej działalności.

– Jeżeli nie otrzymamy w najbliższym czasie z budżetu państwa 7 mln 700 tys. zł – nastąpi paraliż i zablokowanie portów – skwitował wówczas sytuację Igor Jagniszczak, dyrektor Urzędu Morskiego w Gdyni. – Jesteśmy firmą która odpowiada za bezpieczeństwo, stąd nasze zdziwienie, że komornik postępuje tak aktywnie i szybko nie zdając sobie sprawy, że może doprowadzić do paraliżu całej żeglugi w całym obrębie naszego województwa.

Ministerstwo Infrastruktury o trwającej sprawie sądowej i jej przebiegu było informowane na bieżąco, ale jak się okazało, szybkie załatwienie sprawy nie doszło do skutku. Wystąpiono co prawda do Ministerstwa Skarbu o potrzebne pieniądze, czas jednak leciał i wkrótce z zasądzonych sześciu milionów czterystu tysięcy złotych po dodaniu odsetek (2 tysiące dziennie) i obciążeń komorniczych zrobiło się prawie osiem milionów. Próby odroczenia terminów nic nie dały, „Pantarei” pozostała nieugięta. Dlaczego tak się stało trudno się dowiedzieć, gdyż w siedzibie tej firmy skontaktować się było można jedynie z automatyczną sekretarką. Trudno oprzeć się wrażeniu, że reaktywacja tego przedsiębiorstwa nastąpiła wyłącznie w celu uzyskania odszkodowania. Tak czy inaczej wszystko skończyło się egzekucją komorniczą.

Pozostało czekać na szybką reakcję państwa, gdyż w tej sytuacji na żadną zwłokę nie można było już sobie pozwolić. Pierwotnie wydawało się, że sprawę uda się stosunkowo bezboleśnie rozwiązać. Kilka dni po komorniczej akcji Witold Górski, podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury, uspokajał:

– Wystąpiliśmy z prośbą do Ministerstwa Finansów o uruchomienie środków specjalnych na zapłacenie tej należności. Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj nastąpi odblokowanie konta UM, co oznacza, że będą na nim pieniądze i wszystko wróci do normy. Powinien to zapłacić Skarb Państwa, ale w związku z tym, że była to konkretne instytucja – pozwano konkretną instytucję. Teraz trudno nawet znaleźć winnego, bo to się działo wcześniej niż ja się urodziłem.

Konto jednak sześć dni później wciąż było zablokowane. w biurze prasowym Ministerstwa Finansów informowano jedynie, że dokumenty w tej sprawie dopiero wpłynęły i potrzebny jest czas na rozważenie problemu i podjęcie decyzji. Trzy dni później odpowiedź brzmiała identycznie. Urzędnicy jakby nie zdawali sobie sprawy, że każdy dzień zwłoki kosztuje podatnika 2 tysiące złotych. W końcu sprawę odesłano do… Ministerstwa Infrastruktury, z którego ona wyszła. Miało ono wystąpić do Ministerstwa Skarbu o pieniądze z rezerwy budżetowej.

Tematem zajęli się w końcu posłowie. Stała podkomisja ds. gospodarki morskiej w komisji infrastruktury wystosowała specjalny dezyderat do ministrów skarbu i infrastruktury:

„Komisja infrastruktury zwraca się do ministra skarbu i ministra infrastruktury o podjęcie czynności, by w tym precedensowym przypadku minister skarbu państwa w trybie art. 56 u. 1 p. 1 ustawy z dnia 30 sierpnia 1996 r. o komercjalizacji i prywatyzacji wypłacił zasądzone odszkodowanie. Zastosowanie tego trybu zdaje się być nieodzowne ze względu na sparaliżowane działanie administracji morskiej (Urzędu Morskiego w Gdyni) przez skutecznie prowadzoną egzekucję należności przez komornika sądowego. Komisja jednocześnie wnosi, by ministerstwo Skarbu Państwa oraz Ministerstwo Infrastruktury przeprowadziło czynności, które doprowadzą do inwentaryzacji możliwych roszczeń odszkodowawczych w sektorze gospodarki morskiej, by uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji.”

Po kilku tygodniach pieniądze w końcu się znalazły, groźba paraliżu morskiej żeglugi została zażegnana. Niemniej warto, by problemy jakie przy tym wystąpiły stały się przyczynkiem do zastanowienia, jak uniknąć podobnych kłopotów w przyszłości. Tym razem obyło się bez katastrofy. Czy tak będzie również następnym razem, nikt nie może powiedzieć na pewno.

Źródło: Głos Wybrzeża

Author: jaszewski

Share This Post On

Submit a Comment

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *